wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 1

Po raz kolejny spędziłam ten wieczór w swoim pokoju.Rodzice znów poszli się zapić w trupa i zostawili mnie samą.Tylko dlaczego mnie to dziwi. Sama nie wiem . Może miałam cichą nadzieję,że w końcu się to skończy.Kurwa! Kogo ty chcesz oszukać?! To się nigdy nie skończy. Znaczy kiedyś nadejdzie ten czas. Jak po prostu najebią się,zamkną oczy i już ich nie otworzą.Wtedy to będzie koniec.Zostanę sama jak palec na tym okrutnym i pełnym zła świecie.Nie zostanie mi nikt.Ach . Zapomniałabym o mojej jedynej przyjaciółce Tess. Tylko ona wie o mnie wszystko.Stara się mnie wspierać,ale dobrze wie,że to pomaga tylko na chwilę.Później zamykam się w sobie i nie dopuszczam do siebie nikogo.Nie,nie jestem wariatką,która codziennie myśli o samobójstwie. Po prostu nie lubię zawierać znajomości. Od pewnego czasu straciłam wiarę w ludzi.Nie ufam nikomu. Zbliżając się do ludzi dajesz im dużą przestrzeń na to,aby złamali ci serce.
  Siedziałam na parapecie i obserwowałam przechodniów,którzy ciągle się gdzieś śpieszyli.Nie rozumiem ich. Nie dostrzegają prawdziwego piękna,które ich otacza. Ehh. Tylko żartuję. Na tym świecie nic nie jest piękne.Po marudziłabym jeszcze na ten temat,ale usłyszałam pukanie do drzwi.Mozolnie zeszłam na dół i otworzyłam drewnianą powłokę.Przede mną stała Tess'a w przepięknej czarnej sukience i wysokich obcasach.Jej włosy powiewały na wietrze delikatnie falując.Muszę przyznać,że wyglądała oszałamiająco.Ogólnie to moja przyjaciółka jest piękna.Zapewne nie jeden chłopak chciałby ją mieć.Dziwne,że przyjaźni się z kimś takim jak ja.Tak na prawdę ludzie zlatują się do niej jak muchy do gówna.Przepraszam za wyrażenie.
-Cześć-pisnęła i rzuciła mi się na szyję.Musiałam złapać się ściany,żeby nie upaść.
-Co ty tu robisz?-zapytałam zdziwiona.Zawsze mnie uprzedzała,gdy miała mnie odwiedzić.
-Ubierz się ładnie,bo wychodzimy-chciałam zaprzeczyć,ale jej palec wskazujący znalazł się na moich ustach-Nie chcę słyszeć odmowy.Musisz się zabawić-popchnęła mnie w stronę schodów,a sama poszła do kuchni.Nie chciałam nigdzie iść. Wolałam przesiedzieć ten wieczór w swoim łóżku,czytając jakąś gównianą książkę.Weszłam do pokoju i zajrzałam do mojej szafy.Po dłuższym zastanowieniu się,wyjęłam z niej krótkie jeansowe spodenki i czarny top.Zrobiłam delikatny makijaż w postaci tuszu do rzęs i pudru.Do tego na usta nałożyłam malinowy błyszczyk i byłam gotowa.Włosy oczywiście zostawiłam rozpuszczone.Zeszłam na dół i zawołałam Tess.
-Molly...Wyglądasz jak nie ty-zrobiła wielkie oczy i zmierzyła mnie od góry do dołu.Machnęłam ręką i wysiliłam się na niemrawy uśmiech.
-Dzięki.Gdzie mnie zabierasz?-tak na prawdę to wiedziałam,w jakie miejsce pójdziemy,ale zawsze wypada się zapytać.Dziewczyna zaśmiała się łobuzersko i pociągnęła mnie za rękę.Zdążyłam tylko zamknąć drzwi i zanim się obejrzałam siedziałam w taksówce.
-No więc...-zaczęłam.
-Mój kolega robi dziś imprezę i postanowiłam,że to okazja,żeby cię gdzieś wyciągnąć-poklepała mnie po plecach jak stary,dobry kumpel i rozsiadła się wygodnie na siedzeniu.Wiedziałam,że to nie najlepszy pomysł,aby z nią wychodzić.Nie cierpiałam imprez.Głośna muzyka,spoceni ludzie,alkohol i narkotyki.Nie wiem jak inni to znoszą.Bynajmniej ja tego nie trawię.Z chęcią wysiadłabym teraz z auta,ale wiem,że Tess'a by mi na to nie pozwoliła.Gdyby trzeba było trzymałaby mnie ile sił w rękach,abym tylko z nią pojechała.Postanowiłam,że jakoś zniosę ten wieczór i bezpiecznie wrócę do domu.Zmęczona oparłam się o szybę i wpatrywałam się w krajobraz.Moje podziwianie nie trwało długo,gdyż taksówka się zatrzymała,a moim oczom ukazał się duży dom oświetlony tysiącami światełek.Tess wyskoczyła z pojazdu przy okazji ciągnąc mnie za sobą.Nie do wiary ile siły ma ta drobna dziewczyna.Od razu do moich uszu dotarła głośna muzyka i zapach alkoholu.Skrzywiłam się na samą myśl i powoli wlekłam się za dziewczyną.Weszłyśmy do środka i od razu w oczy rzuciły mi się laski ocierające się o przyrodzenia chłopaków.Z odrazą zerkałam na to wszystko idąc przed siebie.Gdziekolwiek się kierowałam,było tam na pewno dużo lepiej.Nawet nie zorientowałam się kiedy Tess'a zniknęła.Mruknęłam pod nosem parę przekleństw i posuwałam się na przód.Po drodze tańczące pary ocierały się o mnie. To było tak obrzydliwe,że miałam ochotę zwymiotować.Przez muzykę nie słyszałam nawet własnych myśli.Nie mogłam tego wytrzymać i po krótkim namyśle cofnęłam się do wyjścia.Gdy tylko znalazłam się na świeżym powietrzu odetchnęłam z ulgą.Nie chciałam zostawiać Tessy,ale wiedziałam,że ona sobie poradzi.Oddaliłam się od posiadłości jej przyjaciela i przechadzałam się ciemnymi uliczkami.Lubiłam taki spokój .Mogłam wtedy spokojnie pomyśleć nad moim życiem.O ile w ogóle można nazwać to życiem.Weszłam w jakiś ciemny zaułek i od razu poczułam ciarki na plecach.Molly,nie jesteś tchórzem! Szłam przed siebie kopiąc małe kamyczki,które leżały  pod moimi nogami.Usłyszałam jakiś szelest za moimi plecami i zanim się obróciłam,zostałam przygwożdżona do zimnej i wilgotniej ściany.Nie wiedziałam co się dzieje.Byłam kompletnie zdezorientowana.Widziałam tylko zarys postaci.Był to chłopak.Nie byle jaki chłopak.Widać było,że często chodzi na siłownię i lubi poimprezować.Mój oddech stał się nierówny,a serce biło jak oszalałe.Chciałam krzyczeć,ale chłopak zakrył moje usta swoją wielką dłonią.Zbliżył swoją twarz do mojej i musną mój policzek.W kącikach moich oczu zebrały się łzy.
-Co taka ślicznotka robi w takim złym miejscu?-szepnął do mojego ucha i wolną ręką chwycił za mój pośladek.Wydałam z siebie cichy jęk i zamknęłam powieki.Możecie nazywać mnie tchórzem,ale ta sytuacja była dla mnie nowa.Jeszcze nigdy,żaden chłopak nie obmacywał mnie w jakimś kącie.Możecie teraz sobie tylko wyobrażać co czułam.Starałam się go odepchnąć,ale był o wiele silniejszy.W końcu się poddałam.Nieznajomy całował każde miejsce na mojej szyi aż w końcu dotarł do ust.Zacisnęłam mocno wargi,aby nie miał do mnie dostępu.Zamknęłam oczy i czekałam tylko na cud.Nagle ktoś odepchnął ode mnie chłopaka i okładając go pięściami,powalił go na ziemię.Szybko podbiegłam do nich i odciągnęłam mojego "wybawcę".
-Zabijesz go!-krzyknęłam.Ten tylko wstał,spojrzał na mnie i chwytając mnie za nadgarstek pociągnął w stronę oświetlonej ulicy.Gdy tylko się zatrzymaliśmy chłopak odwrócił się w moją stronę i skrzyżował ręce na piersi.Muszę przyznać,że był na prawdę bardzo przystojny.Jego sylwetka była idealna.Włosy delikatnie postawione do góry i ten uśmiech.Przełknęłam głośno ślinę i oplotłam się rękoma z nadzieją,że przestanę się trząść.
-Dziękuję-mruknęłam i już chciałam go wyminąć kiedy złapał mnie za ramiona i odwrócił w swoją stronę.
-Odwiozę cię do domu-powiedział.Nie chciałam z nim nigdzie jechać.To,że uratował mnie przed tym świrem nie oznaczało,że miałam zamiar spędzać z nim czas w jednym aucie.Pokręciłam przecząco głową i wyszarpnęłam się z jego uścisku.
-Nie trzeba.Dam sobie radę-miałam zamiar odejść,ale zagrodził mi drogę.
-Nie wątpię w twoje zdolności,ale powinnaś być mi wdzięczna!-syknął mi do ucha.Poczułam jak uginają się pode mną kolana.Wcale go nie znałam i nie miałam zamiaru poznawać.Miałam  ponownie odmówić,ale jak zobaczyłam jego wzrok od razu odrzuciłam od siebie tę myśl.Pokiwałam grzecznie głową na znak,że się zgadzam i poszłam za chłopakiem do jego samochodu.Brunet woził się czarnym Land Rover'em.Otworzyłam drzwi pasażera i wgramoliłam się na siedzenie zapinając pasy.Chłopak usiadł obok i odpalił silnik.Podałam mu adres,gdzie mieszkam i modliłam się,aby dojechał na miejsce jak najszybciej.Cisze przerwał on.
-Gdzie moje maniery-uśmiechnął się łobuzersko-Jestem Justin-zerknęłam na niego i wysiliłam się na sztuczny uśmiech.
-A ja Molly-nie chciałam z nim rozmawiać.Miałam cichą nadzieję,że to koniec naszej konwersacji,ale się myliłam.
-Co cię podkusiło,żeby iść w takie miejsce?-na jego twarzy malowało się zdziwienie.W sumie sama nie wiedziałam dlaczego tam poszłam.Może coś mnie tam ciągnęło.
-Tak wyszło-mruknęłam pod nosem i oparłam głowę o szybę.Przez resztę drogi panowałam cisza i wcale mi to nie przeszkadzało.W ciągu dziesięciu minut znaleźliśmy się pod moim domem.Otworzyłam drzwi i wysiadłam z samochodu.
-Jeszcze raz dziękuję-posłałam mu niemrawy uśmiech.Trzasnęłam drzwiami i szłam w stronę domu.
-Do zobaczenia-usłyszałam za sobą.Odwróciłam się na pięcie,ale jego już nie było.Przewróciłam tylko oczami i weszłam do mieszkania.Od razu wbiegłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko.To był najgorszy dzień w moim życiu.Nie chcę nigdy więcej widzieć ani tego zboczeńca,ani Justin'a.Dlaczego ja zawsze wpadam w jakieś gówno.Czym sobie na to zasłużyłam?!


Od Autorki: No więc tak... Mamy pierwszy rozdział. Nie miał on tak wyglądać,ale w sumie nie jest tak źle.Liczę na to,że ktoś go przeczyta .Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz