poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 3

Jak każdego dnia siedziałam w swoim pokoju i czytałam książkę.Uwielbiałam literaturę.Zawsze zagłębiałam się w opowiadaniach i ''wędrowałam w swój,magiczny świat".Zapominałam o wszystkich i nie brałam udziału w życiu.To jest jak wyciszenie.Wiecie.Taki własny świat w którym mogę robić i marzyć o czym tylko zapragnę.A uwierzcie mi,że miałam o czym marzyć.
  Nie chciało mi się już czytać.Sama nie wiem dlaczego,przecież ja to uwielbiałam,ale z jakiegoś nieznanego mi powodu nie miałam po prostu na to ochoty.Odłożyłam książkę i zeszłam na dół.W kuchni zastałam mamę,która krzątała się po mieszkaniu i nie wiedziała co ze sobą zrobić.To oznaczało tylko jedno.Miała wielką chrapkę na alkohol,ale musiała z tym poczekać do póki nie wróci tata.Przewróciłam oczami i głośno odetchnęłam,nalewając sobie soku bananowego.Nie chciałam rozmawiać z moją rodzicielką więc jak najszybciej wróciłam do mojego zakątka.Wchodząc o miało nie umarłam z przerażenia.Na moim łóżku siedział Justin.Szybko zamknęłam za sobą drzwi i przestraszona oparłam się o zimną ścianę.Nie wiedziałam co mam teraz zrobić.Stać i gapić się na niego jak na idiotę,czy podejść i powiedzieć cześć.Na całe szczęście nie musiałam się nawet odzywać. On zrobił to za mnie
-Witaj księżniczko-wstał i powoli podszedł do mnie,przyprawiając mnie o gęsią skórkę.Czyżbym go polubiła do tego stopnia,że na jego widok świat staje do góry nogami? Nie...Raczej nie.Nie zrobił na mnie aż takiego wielkiego wrażenia,żebym straciła dla niego głowę i wątpię,żeby tak się stało.
-Ym. Cześć-powiedziałam nieśmiało-Jak tu wszedłeś?-nic nie powiedział,tylko pokazał na mój balkon.Pokiwałam tylko głową i ruszyłam przed siebie wymijając bruneta.Nie miałam pojęcia jak mam się przy nim zachowywać.Od bardzo dawana nikt nie był w moim pokoju po za Tessą.Słyszałam jego wyrównany oddech i modliłam się,aby nie usłyszał mojego.Usiadłam na moim fotelu i wpatrywałam się w ścianę.Nie chciałam z nim rozmawiać. Fakt spędziłam z nim wspaniale czas,ale nie miałam zamiaru się do niego przywiązywać.Podszedł do mnie i złapał mnie za ramię.Podniosłam na niego nie pewnie wzrok i przełknęłam ślinę.
-Dlaczego się mnie boisz ?-zapytał,a ja oniemiałam.Przecież wcale się jego nie bałam.Wstałam na równe nogi i zrobiłam groźną minę.Nie pozwolę sobie wmawiać,czegoś czego nie ma.
-Nie mam czego się bać!-powiedziałam podniosłym tonem.Przez chwilę trwała cisza,do czasu,aż silna ręka Justin'a nie przygwoździła mnie do ściany.Byłam tak przestraszona,że od razu zamknęłam powieki i tylko czekałam na jakiś cios,ale nic się takiego nie stało.Jedyne co zrobił to przybliżył się do mnie i szepnął mi do ucha:
-A powinnaś !-tylko tyle.Odsunął się ode mnie i ponownie usiadł na łóżku.Stałam jak oniemiała i nie mogłam się ruszyć.Na prawdę myślałam,że on mi nic nie zrobi.Przecież uratował mnie przed tym zboczeńcem,a teraz chciałby mnie skrzywdzić?! To przecież nie miałoby żadnego sensu.Złapałam się za obolałe ramię i spuściłam wzrok.Może on właśnie chce tego!Chce,żebym się go bała.No to skoro tak,to się przeliczył.Podeszłam do niego i złapałam go za dłoń.Jego wzrok wbił się w moją twarz.Widziałam jak jego czoło marszczy się,a usta delikatnie rozchylają.Ewidentnie chciał coś powiedzieć,ale zabrakło mu odpowiednich słów.
-Nie boję się Ciebie!-powiedziałam,teraz już delikatniej-I nie każ mi tego robić-usiadłam obok niego i czekałam aż mi odpowie,ale nie usłyszałam odpowiedzi.Po prostu siedzieliśmy i trzymaliśmy się za dłonie.Dziwne uczucie,ale musiałam mu pokazać,że nie jestem tchórzem i potrafię o siebie zadbać.
-Może przejdziemy się po okolicy?-zapytał po dość długim czasie.Pokiwałam tylko głową na znak,że się zgadzam i wyszliśmy.Chodziliśmy dróżkami w parku i podziwialiśmy przyrodę.Odpowiadała mi cisza między nami.Nie była ona już tak krępująca jak wtedy,gdy odwoził mnie do domu.Oboje potrzebowaliśmy świeżego powietrza i odrobimy spokoju.

*Justin*
Nie chciałem jej przestraszyć wtedy w domu,ale ciągłe ukrywanie tego kim się jest męczy.Nikt sobie nie zdaje sprawy ile tak na prawdę muszę udawać kogoś kim nie jestem.Tylko,że już za daleko zabrnąłem i nie ma już z tego odwrotu.Muszę żyć tym co mam teraz .Nie wiem dlaczego,ale Molly była taką moją odskocznią od rzeczywistości.Lubiłem spędzać z nią czas i uwielbiałem to jak starała się pokazać jaka jest silna.Choć w środku była słaba i czuła na wszelkie zranienia.Przy niej mogłem być sobą,a nie tym złym kolesiem z dzielnicy w czarnym Land Rover'rze.Co ta dziewczyna ma w sobie,że odciąga mnie od innych lasek i mojej roboty.Na prawdę nie mam zielonego pojęcia,ale podoba mi się to.Boję się tylko,że jak pozna prawdę to ucieknie ode mnie i nie będzie chciała znać takiego chuja jak ja.
   Szliśmy parkiem,gdy zobaczyliśmy małą ławeczkę ustawioną na obrzeżach rzeczki.Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo i skierowaliśmy się w tamtą stronę.Moll usiadła,a ja obok niej,ale nie na tyle blisko,żeby  czuła się niekomfortowo.
-Wiesz...-zacząłem,ale jak tylko zobaczyłem jej zdziwiony wzrok urwałem i wziąłem odrobinę powietrza.Usiadła przodem do mnie i chyba czekała,aż dokończę moje wywody,ale mi zabrakło odwagi-Pięknie dziś wyglądasz-dokończyłem.Co prawda,nie to co chciałem powiedzieć,ale to też było prawdą.
Posłała mi jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów i ewidentnie się zarumieniła.Lubiłem zakłopotanie lasek,które się do mnie ślinią,ale Molly była inna.Ona się do mnie nie kleiła i dlatego tak bardzo mnie do niej ciągnęło.Im bardziej się opierała mojemu urokowi tym bardziej jej pragnąłem.Moim celem było zawładnąć nią i wszystko szło w idealnym kierunku.Widać było jak powoli wymięka w moim towarzystwie.Tylko kwesta czasu aż w końcu będzie moja,a wtedy już się ode mnie nie uwolni.Będzie na mnie skazana,czy tego będzie chciała,czy nie.Wiedziałem,że będę musiał się bardzo postarać,żeby mi zaufała.Ona nie należy do dziewczyn lekkomyślnych i narwanych.Jest na prawdę rozsądna i inteligentna.Nie da się od razu nabrać na każdą bajeczkę jaką jej wcisnę.Coś czuję,że to będzie mnie dużo kosztowało,ale będzie warto.

*Molly*
O dziwo miło mi się spędzało czas z Bieber'em.Był bardzo miły,a co najlepsze mało mówił i mogłam w spokoju pomyśleć nad paroma sprawami.Chyba wyczuł to,że wolę posiedzieć z nim w ciszy niż cokolwiek mówić.Tak było lepiej,i dla mnie i dla niego.Doszłam też do wniosku,że wcale nie jest takim chujem za jakiego go uważałam i można miło z nim spędzić dzień.Tylko dzisiejsza akcja nie dawała mi spokoju.Zastanawiałam się dlaczego chciał mnie nastraszyć i do siebie zrazić.Przecież nie przyszedł by do mnie tylko po to,aby mnie nastraszyć.Musiał mieć w tym jakiś ukryty cel,a ja już się postaram dowiedzieć na czym on polegał.
   Spojrzałam na niego i uświadomiłam sobie jak bardzo jest przystojny.Te jego idealne rysy twarzy,brązowe włosy i piękne brązowe oczy.Miał też cudowną posturę.Jego klatka piersiowa niesamowicie się odznaczała na obcisłej koszulce.Justin chyba zauważył to jak na niego patrzę,bo zaśmiał się pod nosem i wbił we mnie swój wzrok.Szybko się ogarnęłam i zmusiłam do uśmiechu.
-Przepraszam,ja...-nie dał mi skończyć.
-Podziwiałaś moją klatkę piersiową-wyszczerzył do mnie zęby,a ja od razu przybrałam kamienny wyraz twarzy.
-Zamyśliłam się!-odparłam szybko i skrzyżowałam dłonie.
-Tylko winny się tłumaczy-zaśmiał się łobuzersko i delikatnie mnie popchnął.Oddałam mu tym samym,co spowodowało,że zaczęliśmy się przepychać po całej ławce do póki jedno z nas,a mianowicie ja nie upadłam na ziemię,a brunet prosto na mnie.Nasze śmiechy roznosiły się po całym parku i słowo daję,że jakby ktoś tamtędy teraz szedł to wziąłby nas za chorych psychicznie.Gdy tylko przestaliśmy chichotać,próbowałam wstać,ale dużo cięższe ciało Justin'a mi to utrudniało.W pewnym momencie spojrzałam w jego oczy i zauważyłam w nich masę szczęścia.Ten chłopak na prawdę będąc tu teraz ze mną był szczęśliwy.Przez chwilę trwaliśmy w ciszy.Akurat w tej niezręcznej,bo żadne z nas nie wiedziało co ma ze sobą zrobić.
   Twarz chłopaka zaczęła się niebezpiecznie zbliżać do mojej i już wiedziałam co chce zrobić.Chciałam mu przeszkodzić,ale moja podświadomość chyba pragnęła czegoś innego.Gdy jego usta były już na tyle blisko moich,ktoś wyszedł zza drzewa.Od razu zrzuciłam Bieber'a z siebie i szybko wstałam.Ten uczynił to samo i staną na przeciwko naszego podglądacza.
-Cześć Mike. Co ty tu robisz?-Justin podszedł do chłopaka i podał mu dłoń.Chyba się długo znali,bo ich miny wyrażały radość.
-Szukałem cię.Mam do ciebie sprawę-odpowiedział brunet i zmierzył mnie od góry do dołu.Justin zauważył to i od razu wkroczył do akcji.
-To jest Molly-pokazał na mnie i szeroko się uśmiechnął.
-Miło mi.Jestem Mike-podał mi dłoń,którą delikatnie uścisnęłam.Ten chłopak był na prawdę bardzo przystojny.Widać też było,że jest młodszy od bruneta-Dużo o tobie słyszałem-dodał,a na mojej twarzy pojawił się delikatny rumieniec.
-Oj cicho bądź.Mów co to za sprawa-wtrącił się Justin.
-To już obgadamy na osobności.Jak będziesz już wolny to zadzwoń-powiedział i pomachał mi na odchodnym.Ciekawe co to za sprawa,o której ja tak bardzo nie mogę się dowiedzieć.Wiedziałam,że brunet i tak nie powie mi o co chodziło,więc nawet nie pytałam.Po prostu dałam się odprowadzić do domu.

Od Autorki: Hej.Więc tak.Wiem,że jestem nieogarnięta i dodaję te rozdziały tak jakbym chciała,a nie mogła,ale kurcze nie mam weny.Ten ledwo skończyłam.Dedykuję do Klaudii Cybul,że mnie wspierała <3

2 komentarze:

  1. Oooo <3.. Kochanie , śliczny rozdział <3.. I dziękuję za dedykację ;* <3.. Kocham Cię mocno <3 ;*

    OdpowiedzUsuń